GOG.com i sprawa klienta dla systemów Linux

31
3375
GOG.com
GOG.com

GOG.com to znana wszystkim platforma cyfrowej dystrybucji gier, która oferuje starsze tytuły w atrakcyjnych dla gracza cenach. Każda z nich jest specjalnie przygotowywana pod systemy Windows i OS X, z odpowiednimi bibliotekami i instalatorem, dzięki czemu użytkownicy nowych systemów operacyjnych nie muszą się martwić z konfiguracją.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy na forum GOG pojawiały się różnego rodzaju pytania i petycje do twórców, czy nie mogliby zrobić odpowiedniego klienta dla systemów Linux. Owe wątki pozostawały bez odpowiedzi, aż do niedawna, kiedy to przyszedł komunikat z samej góry:

Trevor Longino z GOG.com


Unfortunately not much has changed in our stance towards supporting Linux in the last few months and there is one main reason for that. Since our birth over 5 years ago we have always provided full customer support for all games we have released. That is not going to change. For every game we release we provide a money-back guarantee: if we can’t get the game working on the customer’s computer with the help of our support team, we return the money. The architecture of Linux with many common distros, each of them updating fairly often, makes it incredibly challenging for any digital distribution company to be able to properly test the game in question, and then provide support for the release–all of which our users are accustomed to.

Sure, we could probably release a client and sell the games and let Linux users worry about the rest. We don’t consider it, however, a viable option for the business model we have followed so far. Apparently our model has its drawbacks, as we cannot make everyone happy, but, as of now, we don’t plan on introducing Linux support in the foreseeable future.

Kierownictwo GOG.com dało do zrozumienia, że nie ma w planach wspierania nowej platformy. Powodem tego jest architektura Linuksa z wieloma dystrybucjami podobnymi do siebie, ale różniącymi się budową wewnętrzną, co znacznie utrudnia dystrybucję i gwarantowanie wsparcia dla gier jakie oferuje sklep.

Swój głos zabrał także Piotr Szczęśnika, odpowiedzialny za kontakt z mediami:

Dopóki nie odkryjemy jakiejś lepszej metody na automatyzację testowania i budowania natywnych, linuksowych gier na GOG.com, nie ma mowy, że wsparcie tego systemu ma dla nas sens pod względem ekonomicznym.

Po tych słowach pojawiła się ostra fala krytyki wobec firmy, szczególnie ze strony środowiska wolnego oprogramowania. Główne teksty, to że Valve nie miało problemu, Desura też tego nie ma itp. Każdy z nich wysunął swój pomysł, jak się to powinno zrobić itp.

I tutaj trzeba się zastanowić:

  1. Czy wina leży po stronie ekipy GOG, która nie chce lub nie potrafi odpowiednio zaplanować modelu dystrybucji na Linuksa
  2. Czy jest to kwestia finansowa lub brak wiedzy o Linuksie?
  3. A może brak jest chętnych osób ze świata open source, które chciałyby się tym zająć?

Na koniec dodamy, że GOG nie zamyka się całkowicie na Linuksa i będzie szukało dalszego sposobu na powiększenie swojego rynku. A także, że jest projekt na Linuksa o nazwie: gogonlinux, który posiada działającego klienta na systemy Linux.

ŹRÓDŁOpenguingamers.eu
Poprzedni artykułBeagleBone Black – sterowanie diodami
Następny artykułAMD Catalyst 13.9 z obsługą X.Org Server 1.14, Ubuntu 13.04 i OpenGL 4.3
Michał Olber
Interesuję się głównie sprzętem i działaniem jego pod systemami GNU/Linux. Testuję różne dystrybucje i robię recenzje. Interesuję się działaniem sprzętu pod Linuksem, dzięki czemu wiem, jaki zestaw komputerowy wybierać :)

31 KOMENTARZE

  1. Myślę, że mają nieco racji, gdyż:

    – Nie są w stanie stworzyć gry, która będzie działać na każdym distro. GOG ma politykę zwracania pieniędzy za niedziałającą grę. A tak mogłoby do nich napisać wiele osób z jakiegoś distra "Janek Linux" i musieliby oddać im pieniądze. Dlatego wspominają o powodach ekonomicznych

    – Nie wiadomo, czy oferta GOG byłaby tak spora, aby inwestowali w dodawanie do niej natywnych tytułów, mając na uwadze model ekonomiczny z pierwszego myślnika mej wypowiedzi. A portowanie by im się nie opłaciło

    – O ile Valve nie ma problemu z działaniem dzięki Steam Runtime, tak ściągając gry z Desury, niemal za każdym razem myślę sobie "Kurdę mol, kolejna gra która nie działa i muszę kombinować" (tylko jedna gra ruszyła mi kiedykolwiek w Desurze out of the box, One Late Night). GOG pewnie zdaje sobie z tego sprawę

    A teraz aby obejść te problemy, mogliby postąpić jak Valve czy GG – wspieramy tylko Ubuntu i koniec (ew. jakiegoś rpmowca dodatkowo). Wyssane z palca jest, że muszą wspierać zylion distr. Koncentrują się na Ubuntu jako przedstawicielu Debiana, Fedorze/OpenSUSE jako rpmowce i gra gitara.

    Nie ryzykują, bo zarabiają odpowiednio a boją się ukręcić przy wejściu w Linuksa własnego bacika na siebie – oddawania pieniędzy w przypadku niedziałającej gry (gdyby tę zasadę miała Desura, to niestety ale w moim przypadku musieliby mi zwracać sporo pieniędzy, choć rozwiązaniem często był np. symlink). Pewnie – komercyjni deweloperzy nie wspominając o Indie dają radę, a Valve rozwiązało sprawę super i na 18 linuksowych gier które mam w Steam, każda działa od strzału. Ale GOG po prostu nie chce ryzykować swoich pieniędzy, tylko o to chodzi. Chodzi tylko o $$$ :-)

    • Zdecydowanie powinni wybrać tylko dwie dystrybucje (najlepiej stabilne Ubuntu 12.04 LTS i OpenSUSE 12.3), a reszcie społeczności umożliwić dostosowanie klienta do ich dystrybucji, ale nie dawać gwarancji zwrotu kasy w razie nie uruchomienia gry. Proste.

    • Wybrali dwie główne "dystrybucje". Windowsa i Maca.

      Cóż za hipokryzja.
      Narzekacie, że producenci wybierają najpopularniejsze platformy, a sami do tego nawołujecie.

    • Za mali są aby inwestować w Linuksa. Gdyby Valve liczyło dokładnie ile zarabia na Linuksie i tym się kierowało to nigdy nie zrobiłoby klienta na Linuksa. Valve stać na przygotowanie alternatywy dla Windows na wszelki wypadek. (A z tego co twierdzi szef Valve ten "wszelki wypadek" raczej nastąpi)

  2. Valve obliczyło, że inwestycja w Linuksa kiedyś im się zwróci. Kolesie z GOG mają albo mniejsze jaja, albo wyobraźnię, żeby spróbować. Windowsów jest ~20, MacOSów jest ~5, a Linuksów ~200 – nie dziwota, że support dla L. jest ryzykowny ekonomicznie…

    • Tak, ale co za problem wspierać tylko 2 oficjalnie distra – Ubuntu (Debiana) i Fedorę (OpenSUSE lepiej, bo wychodzi rzadziej). Tak samo zrobiło Valve, tak samo zrobiło GG. W sumie, Linux Games Publishing (ciekawe, czy jeszcze żyją) też wydawało gry i jakoś one działały. Tyle, że nie można wspierać całego świata Linuksa, a najlepiej stabilne distra pokroju Ubuntu 12.04. Oficjalnie bowiem, tak naprawdę to Linux ma twarz Ubuntu, RHEL i SLED (plus oczywiście ich społecznościowe wydania jak Fedora czy OpenSUSE, jeszcze Debian jako podstawa Ubuntu). A jeszcze prościej to Linux ma tylko rpm i deb (i kod źródłowy). Reszta to forki forków (pomijam dobre, ale nie tak sławne jak powyższe distra typu Arch czy Gentoo), które są z czyjeś inicjatywny, ale to nadal fork. Także Linux tak oficjalnie aż tak rozdrobiony nie jest z tych czołowych distr, i je właśnie warto wspierać – reszta to sforkowane forki forków momentami, i je należy chyba pominąć. W praktyce, jeśli coś działa na Ubuntu, to najprawdopodobniej też na Debianie i raczej na pewno działa na Mincie czy innych debowych, podobnie z rpm. Także ta kompatybilność samoistnie pociągnęłaby się dalej.

      Myślę, że po prostu tak jest im wygodnie – zarabiają na Widzie i Maku, a jak ktoś chce to ma Steam, Desurę, HiB, deweloperów Indie. Dla nich bez dodatkowej pracy, bez kłopotu. Fakt, pędzące do przodu distra często blokują uruchomienie gry, ale najczęstszym rozwiązaniem jest po prostu folder z wymaganymi libsami, trzaśnięcie do nich LD_PRELOAD i tym sposobem nawet dawne gry firmy Loki idzie uruchomić i dziś (czasem wystarczy symlink, ale tu już trzeba roota). Jak zamknąć to w małym skrypcie uruchamiającym, to wygląda to na zasadzie dwa kliki i gram. No ale – to musieliby wejść w supportowanie tych gier, a znowu wracamy do $$$ i krąg się zamyka.

      Moim zdaniem – biorąc pod uwagę, że czasem GOG ma ciekawe gry (np. Baldurs Gate), tak brak wersji polskich i nie najniższe czasem ceny oraz brak wersji natywnych powodują, że nie ma co za bardzo po GOG płakać. Steam pokazuje, że się da – i choć Linux nie jest udziałem potęgą na Steam, tak jakieś pieniążki przynosi, a i wielu deweloperów nagle się przebudziło z letargu Linuksowego.

  3. A nie mogą po prostu sprzedawać gier dosowych, do odpalenia pod dosboxem? Mater of Orion, Ultima, might and magic.

    Wiele zacnych tytułów często lepszych niż współczesne "hity".

    • "Nie znaczy to, że nie zgłębiają tematu. Właśnie z badań wychodzi im, iż nie są i być może nigdy nie będą na to gotowi. Przyglądali się niedawno Mintowi, Debianowi oraz Chrome OS, a także temu, jak często dystrybucje te są aktualizowane i jak zmiany wpływają na kompatybilność z DOSBoksem czy SCUMMVM, by utwierdzić się w przekonaniu, że nie byliby w stanie zapewnić standardowego dla siebie poziomu usług. "

      Źródło: http://www.dobreprogramy.pl/GOG.com-nie-mysli-o-g

      W skrócie – nawet DOSBox dla nich odpada. Inna sprawa…czy byłby popyt na takie gry tak naprawdę. Popyt taki, żeby zwietrzyli w tym $$$. Robić gry pod Linuksa udaje się nawet deweloperom Indie, choć fakt, że trzeba czasem czuwać na tym, aby wszystko działało prawidłowo. Niemniej – wszystkim się udaje, tylko nie im :-) Widać uznali, że nie tędy ich droga, trudno. Mamy Steam, mamy Desurę, Indie, pod DOSBoxem możemy sami sobie uruchomić gry, a cierpliwi którzy mają jeszcze siłę – mogą walczyć dalej z Wine. Mnie brakować ich nie będzie, choć miłym jest, jak ktoś nowy zaczyna pingwina wspierać.

    • Szkoda, straszna szkoda. Nie rozumiem na czym polega problem kompatybilności z dosboxem i jestem przekonany, że wiele osób chętnie zagrałoby w niektóre klasyczne tytuły. Wiele moich ulubionych gier powstało właśnie na DOS, w czasach gdy nawet komputera nie miałem :P

      Jasnym jest, że GOG po prostu nie widzi tu interesu. Może z czasem się to zmieni.

      Drażni mnie jedynie, że zasłaniają się wymówkami.

  4. Jak ja czytam takie rzeczy:
    " Czy wina leży po stronie ekipy GOG, która nie chce lub nie potrafi odpowiednio zaplanować modelu dystrybucji na Linuksa
    Czy jest to kwestia finansowa lub brak wiedzy o Linuksie?
    A może brak jest chętnych osób ze świata open source, które chciałyby się tym zająć?
    "
    To mam wrażenie, że są ludzie co w życiu nie słyszeli w swoim życiu o przedsiębiorczości, marketingu ani ekonomii. Czy naprawdę ciężko jest pojąć że wszystko kręci się w okół kasy? Oni mają zarabiać i utrzymywać się z tego a nie prowadzić fundację charytatywną dla nerdów.
    Skoro przyjęli model biznesowy, że "gra działa albo zwrot pieniędzy" to napewno nie wejdą na Linuxa gdzie coś co działało na jąrdrze 3.3 nie działa na 3.5 bo nagle stwierdzono, że jakaś funkcja jest nie potrzebna, albo ktoś mądry stwierdził, że powinna nazywać się literkę inaczej(przypadek z autposji!!!). A jadro to pół biedy bo jeszcze dochądzą biblioteki, X-sy, Waylandy, Miry, sterowniki, serwery dźwięky, chore paczkowanie i setki różnych rzeczy mniejszych bądz większych, a wystarczy mała pierdoła, żeby gra w ogóle nie ruszyła. I pytam się autora tych bzdurnych wypocin- co niby w tym wypadku ma zrobić GOG uruchomić całą rzeczę ludzi, żeby gra chodziła dla tego 1% użytkownilków?

    A na koniec zobacz sobie stawki na zachodzie dla programistów Linuksa.

    • Kasa, kasa, kasa…
      Gdyby tak wszystko na świecie było podporządkowane przedsiębiorczości, marketingowi i ekonomii, to byś dzisiaj dalej klikał z pirackiego windowsa 7 ultimate premium ;)

    • Dystrybucje DESKTOPOWE Linucha nie bardzo są podporządkowane tym zasadom i dziwnym trafem nie potrafią przekroczyć magicznego 1% w udziałach na rynku.

    • Nie ma tu "dziwnego trafu", wszystko rozbija się o sporą część profesjonalnego, popularnego oprogramowania takiego jak AutoCAD, czy Photoshop. Tyle.

    • W poprzedniej pracy współpracowałem ze studiem graficznym, które stało na Linuksie. Wiem tylko, że jednym z narzędzi jakiego używali było Inkscape, bo wypłynęło to w toku rozmowy z panią grafik. Nigdy nie zawaliła ona żadnego projektu, wszystko było na czas, klienci również nie mieli zastrzeżeń. Paranoja, prawda? Myślę, że się nie znali…studio bez OS X czy Windowsa i PS… Jak oni od 1995 roku funkcjonują?

      Odpowiedników AutoCAD'a jest na Linuksa sporo – choćby BricsCAD. Niedawno czytałem też o CAD'ie, z którego korzysta amerykańska armia do projektowania np. czołgów i jest rozwijany przez United States Army Research Laboratory. O dziwo CAD jest OpenSource i każdy może go sobie nawet pobrać i zobaczyć (ja tak zrobiłem). Proszę: http://en.wikipedia.org/wiki/BRL-CAD

      Nadal uważasz, że nie ma specyficznego softu, skoro nawet US Army ma Linuksa i nie mają problemu z CAD'em? Pixar też nie narzeka, bo RenderMAN działa pod Linuksem, a i parę lat temu wynajęli firmę CodeWeavers aby przeportowali im soft do Linuksa. Tylko jak ten Pixar robi te filmy…przecież pod Linuksa profesjonalnego softu nie ma ;-) Myślę też, że Red Hat powinien zwinąć interes ze sprzedawaniem RHEL Desktop, przecież pracownicy na końcówkach nie będą mogli pracować z powodu braku softu :-)

      Softy popularne pod Win i są, ale nie znaczy to, że nie ma nigdy ich odpowiedników. Nie mówię, że jest idealnie, bo serwis GSM byłoby ciężko otworzyć z Linuksem, ale tego typu sytuacje to wyjątki – jak ktoś bardzo będzie chciał, to zrobi chyba niemal wszystko nie oglądając się na Win czy OS X. A już Kowalski statystyczny, to pod Linuksem zrobi wszystko, bo CAD czy PS to mu nie potrzebny.

    • Możliwości BRL-CAD są fajne, ale wygoda użycia ma się nijak do AudoCAD-a – jest to po prostu narzędzie wygodniejsze w użyciu w większości zastosowań, tak jak i inne programy tego typu. Oczywiście sam tworzę grafikę na potrzeby WWW w GIMP-ie i zdaję sobie sprawę z możliwości oprogramowania OpenSource – taki GIMP w przypadku tworzenia stron nie ustępuje znacząco PS, albo przynajmniej nie ma w tej dziedzinie znaczących ograniczeń. Problem w tym, że spora ilość firm i instytucji pozamykała się w rozwiązaniach MS i teraz albo nie widzą potrzeby żeby się z tego wygrzebać, albo sobie nie zdają sprawę, a jeszcze innym nie opłaca to się finansowo / nie myślą długofalowo. Takie realia i koło się zamyka. Pół kraju mogłoby przejść na LibreOffice, problemem są makra napisane dla MS Office i panoszący się format doc i docx. Wystarczy żeby w szkołach, w administracji i w organizacjach publicznych zaczął dominować format pdf i odf, tylko tyle i aż tyle. Można by było gadać na ten temat wieki, a realia są, jakie są.

    • Dokładnie, nie przeczę. Realia realiami, tak. Jak ktoś się zamknie w technologiach MS to wpada w vendor lock i ciężko się z tego wyplątać. Wokół młodych firm, które zakłada młody człowiek, to z takich osób które znam, zdają sobie oni z tego faktu w większości sprawę i nie wpadają w tak wielką pułapkę rozwiązań (choć niektórych faktem nie rusza, czy użyją Windows, faktury wystawią w Optimie, a program zakodzą tylko dla MS Win z kodem który szalenie ciężko będzie kiedyś przenieść). Wydobyć się z vendor locku trudno, z góry z pewną świadomością zaplanować coś z użyciem OpenSource, trochę już łatwiej. Myśleć za świat nikomu się niestety nie uda, ale myśleć za siebie w swoim najbliższym otoczeniu – tu już na szczęście OpenSource radzi sobie. Ja na szczęście miałem okazję i w sumie przyjemność pracować w takich firmach IT, gdzie przynajmniej pewna część była OpenSource, bo kadra i dyrekcja była na tyle kumata (to na przykład w jednej firmie wszystkie maszyny na Linuksie, w innej był Windows ale już OpenOffice itd). I taka metoda też jest OK, nikt nie każe nikomu wybierać Linuksa do zadań, w których z góry będzie przegrany (np. owy serwis GSM).

    • AutoCAD i Photoshop to nisze. Nisza w niszy niczego nie zmieni.
      Tu potrzebny jest rynek masowy. Ciężko jest bez jaj próbować utrzymać swój soft komercyjny na Linuksie.
      Dlatego ten system bardziej się sprawdza przy specjalizowanych zadaniach, gdzie można przewidzieć migrację na inne wersje i mieć sporo czasu na dostosowanie.

      Dystrybucje zapierdzielają sobie, co pół roku robiąc jakieś rewolucje nad którymi często sami nie panują, a ich użytkownicy domagają się by wszystko co mieli w poprzedniej wersji od razu działało na nowej. Nawet na becie.

      To by znaczyło, że całe portfolio softu trzeba przetestować co pół roku. Jak Google ustabilizuje i udokumentuje swoje NaCl to pewnie zgarnie ten rynek dla siebie.

    • I tak, i nie. W tym co mówisz jest sporo prawdy, nie powiem, także zgodzę się – cykl wydawniczy jest bardzo szybki, nic w Linuksie nie stoi, często się zmienia. Cóż, Windows to nie jest, gdzie jeden program bez zmian może działać parę lat (ew. zmienić nieco jak trzeba po Service Packu dużym). Ale Apple też nie martwi się aż tak kompatybilnością wsteczną (a wychodzi jakoś też ~1 raz na rok) – nie dam już głowy gdzie to czytałem, bo nie pamiętam, zabij, ale poszukam jeśli trzeba, aby nie było, iż ubarwiam bądź kłamię. Otóż była to sprawa prosta – OS X musi się rozwijać, toteż jeśli kompatybilność jest zerwana, twórca aplikacji musi ją dostosować. Tylko Windows stawia tak drastycznie na kompatybilność wsteczną, co kończy się tym: http://www.dobreprogramy.pl/Najwiekszy-problem-w-

      Niemniej da się to obejść na jakiś sposób za pomocą tar.gz, który sam zawiera swoje libsy, ew. LD_PRELOAD do nich i program stara się nie dotykać systemu. Paczek bym raczej nie tworzył, bo nie chciałoby mi się gonić za zależnościami z repo. Drugą rzeczą, którą bym zrobił, to ogłosił, że program jest dla wydań stabilnych (np. Ubuntu 12.04, RHEL). Owszem, samodzielne tar.gz nie stanowi bezawaryjnego rozwiązania. Soft sprawdzałbym tak raz na rok jak wygląda kompatybilność (bo np. Fedora w wydaniu półrocznym jest wspierana chyba 13mcy, Ubuntu też jakoś tak). A rzucenie na to raz na rok chyba, nie wiem jak ktoś inny to odbierze, problemem by nie było.

      Skupić się na całym Linuksie nie da, ale doglądać jak działa program na Ubuntu/Debianie czy Fedorze/OpenSUSE/RHEL dałbym radę.

    • Dlatego Ubuntu chce wprowadzić swój nowy format pakietów, gdzie wszystko po za tym co dostarcza platforma jest w paczce z programem. To ułatwi dystrybucję takiego softu.

    • Niby tak, ale i dziś nie jest problemem to samo. Choćby instalator Nixstaller, a jak przeglądałem kiedyś rozbudowane .spece rpm Red Hata, to był to już w ogóle kosmos bo było w nich kompletnie wszystko, coś jak jeden bardzo rozbudowany instalator który niemalże ćwierć systemu instaluje jedną paczką offline. Także Ubuntu bierze obecne podwaliny, udoskonala je, dodaje coś od siebie i mamy ich .click. Po prostu jakoś tak przyjęła się metoda, że udostępnia się chudą paczkę z programem, a cała reszta musi być ciągnięta z repo. Nie mówię, że bardzo lubię tę metodę bo nie masz neta to nie zainstalujesz programu, więc każdy pomysł umożliwiający instalację off-line witam z otwartymi rękoma. Niemniej w pewnym stopniu – Ubuntu nic nowego nie wymyśla, raczej publicznie ogłasza model dystrybucji który gdzieś tam już jest, ale bardzo na uboczu poza obecnymi modelami.

    • "wszystko rozbija się o sporą część profesjonalnego, popularnego oprogramowania takiego jak AutoCAD, czy Photoshop. Tyle."

      Czasem można się nieźle pośmiać :) Popularne oprogramowanie, to w innych zawodach niż architekt i grafik ktoś w ogóle pracuje? I na pewno każdy ma to oprogramowanie w domu. ;)

    • "takiego jak" – słowa klucze. Można wymienić sporą ilość innego oprogramowania, które jest wygodne w użyciu i nie ma równie wygodnego odpowiednika w Linuksach.

    • Jest tak w całym życiu niemal. Choćby Porsche i Maluch, oba to auta, każdym z nich zajedzie się z punktu A do B. Co je różni? Komfort jazdy. Ale jaka cecha wspólna? Oba to samochody. Podobnie masz np. tablety, ale jedne to modele budżetowe a inne topowe. Oba to tablety, choć różni je cena, parametry wpływające na pracę, a mimo to z obu rodzajów można przeglądać internet. Nie wspomnę o żywności. Takie cuda są w całym życiu, nie tylko w Linuksie :-)

      Rozumiem doskonale o co chodzi, naprawdę. Ale albo się używa tego co jest, albo po prostu nie używa wcale. Pomijam częste odbicie piłeczki "napisz sobie w takim razie wygodny program sam", bo nie każdy musi być programistą. Soft jest jaki jest – można walić głową w mur aż mur się rozpadnie, ale co to da (w sensie narzekać można, ale co to zmieni)?

      Moim zdaniem nie ma nic wstydliwego w dual-boocie, jeśli ktoś potrzebuje pewnego softu, a nie ma możliwości aby zrobił to samo na Linuksie. Przykładowo w 2010 roku kupiłem parę gier, których Wine za choinkę nie ruszyło, a poza tym była w lapku niewspierana karta ATi. Niewiele myśląc, kupiłem po tamtejszej wypłacie Windows. Efekt? Miast wpieklania się jak to źle nie jest, zrobiłem dodatkową partycję, zainstalowałem Windows i grałem już bez stresu, którego przysparzało mi Wine.

  5. Kiciński i Iwański nie są głupi, to stąpający na ziemi wizjonerzy potrafiący wyczuć gdzie jest kasa. Widocznie jej jeszcze nie ma z linuxa, ale jestem pewny że jak tylko będzie to dla nich opłacalne to będziemy grali w ich gry na linuchu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj