Pierwszy kandydat do wydania już za nami. Mniej więcej za miesiąc The Document Foundation wyda LibreOffice 4.1. Nowa wersja, jak głosi lista zmian, zawiera szereg udoskonaleń w kwestii interoperacyjności z pakietem biurowym Microsoftu, a także taki rarytas jak osadzanie czcionek w dokumentach, co w teorii powinno zmniejszyć liczbę pojawiających się problemów, podczas przenoszenia danych między różnymi platformami. Można by uznać, że jedno z najczęściej powtarzających się życzeń użytkowników, nareszcie się materializuje. Jednak to, co naprawdę jest istotne, to nie jakieś tam zmiany, a kwestia finansowej stabilizacji fundacji, możliwości jej rozwoju, a także zrównoważonych wydatków… (polskich) samorządów!
Co jedno z drugim i trzecim na wspólnego? Już tłumaczę. Blisko rok temu niemiecka organizacja Open Source Business Alliance (OSBA) ogłosiła rozpoczęcie prac nad poprawą interoperacyjności z formatem OpenXML. Na liście zadań pojawiły się takie rzeczy jak udoskonalony filtr importu OpenXML, poprawienie formatowania ramek, tabel, obrazów, komentarzy czy listów z Worda. Koszt pracy wyceniono na 140 tysięcy euro, a przetarg wygrały firmy SUSE oraz Lanedo z siedzibą w Hamburgu. To, co jednak jest ciekawsze, to sposób pozyskania funduszy.
Wspomniana kwota została uzbierana i podzielona między władze samorządowe niemieckich miast: Monachium, Jena i Freiburg, Federalny Sąd Najwyższy Szwajcarii, Federalny Oddział kierujący Szwajcarskim IT (FITSU) i szwajcarski kanton Vaud. Suma wszystkich stanowisk, na których zainstalowano OpenOffice/LibreOffice wyniosła 18 tysięcy, a rezygnacja z usług Microsoftu pozwoliła uzyskać niemałe oszczędności. Nic więc dziwnego, że w przypadku braków w funkcjonalności, postanowiono po prostu zlecić ich dopisanie. Jakiś czas później Open Source Business Alliance otworzyło rachunek bankowy dla indywidualnych darczyńców, którego celem było uzbieranie 30. tysięcy euro i sfinansowanie prac nad funkcją osadzania czcionek w dokumentach. Zgodnie z warunkami umowy, firma przyjmująca zlecenie zobligowana była do wydania kodu na Apache License v2, tak, aby owoce ich pracy mogły stać się częścią i LibreOffice i Apache OpenOffice.
Równie ciekawie wygląda system cyrkulacji zleceń, wcześniej jednak chciałbym przypomnieć i zaznaczyć, że The Document Foundation nie opłaca inżynierów do skonkretyzowanych zadań. Wszyscy kontrybutorzy są wolontariuszami, bądź to etatowymi pracownikami opłaconymi przez korporacje, które upatrują w swoim sponsoringu jakiegoś zysku. Na stronie fundacji widnieje także lista z certyfikowanymi deweloperami, a ich największy odsetek dotyczy pracowników korporacyjnych. Aż trzynastu pochodzi z firmy SUSE.
Firma SUSE nie tylko opłaca specjalistów do rozwoju LibreOffice’a, ale jest także członkiem wspomnianej już organizacji OSBA, która to w ramach ogłoszonego przetargu, wybrało firmę SUSE (i Lanedo) do jego realizacji. Co więcej, wspomniane 30 tysięcy euro z drugiej tury – jak poinformowało mnie The Document Foundation, zbiórki całkowicie od nich niezależnej – zostało powierzone firmie… tak, tak! SUSE!.
Daleki jestem od imputowania działań sprzecznych z prawem, a firma SUSE – jako rozwijająca pakiet od wielu lat – najprawdopodobniej najlepiej spełniała postawione warunki przetargu i właśnie doświadczenie zadecydowało o ich zwycięstwie. To na co chciałbym zwrócić uwagę to sposób, w jaki germanofońskie społeczności wspierają rodzime firmy i lokalny rynek IT. Podobnym doświadczeniem firma Lanedo pochwalić się nie może, a jednak przetarg wygrała i zrealizowała powierzone jej zlecenie.
Dochody niedochodowej fundacji
Ile tak naprawdę kosztuje rozwój LibreOffice? OpenOffice.org, na którego tempo rozwoju narzekano wiele razy, był finansowany przez upadającą firmę Sun Microsystem. I choć w przeszłości twierdzono, że program rozwija się zbyt powoli, odnoszę wrażenie, że pomimo wielu zmian, LibreOffice rozwija się jeszcze wolniej, a odmienne wrażenie jest w zasadzie zasługą comiesięcznych wydań poprawkowych i szumu, jaki tworzy społeczność skupiona wokół projektu.
Jak powszechnie wiadomo, gwarantem rozwoju są pieniądze. Jak więc prezentuje się budżet The Document Foundation? Poniższy wykres przedstawia przychód fundacji za pierwszy kwartał. Przychód jest sumą pieniędzy, z której należy opłacić podatki, serwery czy prawników. Dopiero z reszty tej kwoty wydziela się konkretne sumy na poszczególną działalność.
Źródło: Tdfbudget2013
Jak czytamy w raporcie, pod pojęciem „Rozwój” (Development) kryje się infrastruktura do kompilacji dziennych wydań, opłata za program deweloperski Apple czy organizacja Hackfestów i udział w FOSDEM-ie. Dział „QA” to po prostu wydatek na zakup netbooków. Fundacja – w dniu zbierania materiałów – nie opublikowała ujednoliconego budżetu na rok 2013, a jedynie comiesięczne podsumowania porozrzucane na liście mailingowej. Co więcej, jako jednostka podlegająca prawu niemieckiemu, opublikowała raport finansowy za ubiegły rok, ale… tylko w języku niemieckim. Jak mi wyjaśniono, tłumaczenie na język angielski jest ciągle przygotowywane.
Jak wynika z raportu, liczby tylko potwierdzają moje wcześniejsze słowa. Fundacja nie zatrudnia nikogo do rozwoju oprogramowania, a wydatki na sprzęt i wydarzenia trudno nazywać inwestycją w rozwój czy jakość. Większość pracy wykonuje ekipa SUSE, RedHata oraz… IBM-a, których efekty pracy są importowane z OpenOffice’a. Gdyby SUSE nagle upadło, tak jak upadł Sun Microsystem, The Document Foundation nie byłoby w stanie udźwignąć ciężaru rozwoju pakietu biurowego, i to pomimo posiadania bardzo optymistycznej społeczności napędzającej ten projekt. 170 tysięcy euro przekazane dla SUSE i Lanedo nie jest oszałamiającą kwotą, ale też nie jest kwotą małą. Choć pieniądze nie trafiły bezpośrednio do TDF, to dokonany zastrzyk gotówki i tak przewyższył kwartalny przychód fundacji, a do tego został w całości poświęcony na sprecyzowane cele. I choć stan fundacji jest daleki od zrównoważonego, nie przeszkadza to niektórym myśleć o niej jak o „zdrowej” jednostce (Markus Mohrhard). Z drugiej też strony obecni jej kontrybutorzy są jej wieloletnimi współpracownikami i nie ma żadnych powodów, aby sądzić, że jakikolwiek korporacyjny darczyńca nagle wycofa się z projektu. Co więcej, fundacja skutecznie wykorzystuje swój rosnący prestiż i przyciąga coraz to większą liczbę wolontariuszy.
Polska sprawa?
7 czerwca miałem przyjemność być na II Otwartym Kongresie FLOSS w Katowicach i wysłuchać prelekcji Michała Woźniaka (prezesa Fundacji Wolnego i Otwartego Oprogramowania) o braku racjonalizacji wydatków w urzędach.
Prezentacja oparta była o dane zebrane przez Adama Jurkiewicza, wolontariusza fundacji, który zapytał samorządy poszczególnych miast oraz kancelarie parlamentarne o liczbę i koszt zakupu licencji OEM dla Office’a w ciągu ostatnich pięciu lat. Celem akcji było zapoznanie się z potrzebami instytucji oraz kosztem, jaki wynika z ich zaspokojenia. Reakcji było kilka:
- to nie jest informacja publiczna (Warszawa)
- odpowiedź wymaga przetworzenia danych; koszt to 30 groszy brutto za godzinę pracy (Mława)
- nie wiemy (MAiC)
- MS Office to standardowe wyposażenie komputera, więc nie wiemy (sejm)
- …i tym podobne
Po negocjacjach niektóre samorządy przyznały fundacji rację i udostępniły swoje dane. Tworząc kosztorys, przyjęto założenie, że jedna licencja OEM warta jest zaledwie 750 złotych. Jak tłumaczył Woźniak:
Ponieważ dane kosztów licencji OEM nie są podane, musieliśmy je oszacować na podstawie rozeznania rynku. Mieliśmy problem, rozstrzał był duży, więc życzliwie założyliśmy, że nie chodzi o wersje professional – które kosztują nieraz ponad dwukrotnie więcej!
Jak się okazało, już 5 miast, parlament, jedno ministerstwo i jedna instytucja publiczna potrafią od 2008 r. do 2012 r. wydać w sumie aż 5 111 082,75 złotych na sam pakiet biurowy. Tylko rok 2012 zamknął się wydatkiem rzędu miliona stu tysięcy złotych (1 099 595,76) dla Białogardu, Poznania, Gdańska, Warszawy i parlamentu.
Źródło: prezentacja Racjonalizacja kosztów pakietów biurowych. Autor: Michał Woźniak, Fundacja Wolnego i Otwartego Oprogramowania
Na dodatkowe pytania takie jak „dlaczego zakupiono akurat to oprogramowanie”, odpowiadano „brakującymi funkcjami w oprogramowaniu alternatywnym”. Urzędnicy poproszeni o wskazanie brakujących funkcji, nie potrafili ich wymienić. Zapytani o specjalistów wykorzystujących owe funkcje, nie potrafili powiedzieć, kto ich naprawdę potrzebuje.
Sam Woźniak podsumował tę sytuację następująco:
Urzędy w Polsce ukrywają informację dotyczącą sum wydawanych na zamknięty pakiet biurowy, stosując kruczki prawne lub zasłaniając się niewiedzą. Twierdzą, że pakiet ten jest konieczny ze względu na funkcjonalności niedostępne w wolnych odpowiednikach, ale nie potrafią wymienić, o jakie funkcjonalności chodzi ani jaka część urzędników faktycznie potrzebuje do nich dostępu.
W sytuacji wydawania sum, które pojawiły się w naszym badaniu, co roku na konkretne oprogramowanie od urzędników odpowiedzialnych za te zakupy należy wymagać większej rzetelności. Zwłaszcza w świetle istnienia wolnych, otwartych, funkcjonalnych i darmowych alternatyw, z sukcesem wdrożonych w niektórych urzędach w Polsce.
Zakładając szczere intencje naszych urzędników, a nie celowe zaniechanie i zwykły opór przed edukacją, każdą podobną odpowiedź można skontrować kazusem niemieckich samorządów. Przyjmując kolejny już raz, bardzo korzystny dla władzy przelicznik (1 euro = 5 złotych), okazuje się, że tylko w ubiegłym roku samorządy i instytucje z wykresu wydały aż 219 919,15 €. Byłaby to kwota o blisko 50 tysięcy euro wyższa od tego, co uzbierały władze Niemiec i Szwajcarii. Co ważniejsze, z podobnego rozwiązania wynikają same pozytywy:
- inwestycje samorządów zwracają się nie tylko państwu, ale i całemu światu.
- rozbudza to rodzimy rynek IT.
- nawet w przypadku fiaska jednostek, z owoców zmiany korzystają inni podatnicy, więc nie można mówić o marnotrawstwie pieniędzy.
Polska wbrew pozorom ma kilka dużych i udanych wdrożeń m.in. w urzędach miast w Katowicach, Lublinie czy Jaworznie. W tym ostatnim LibreOffice oraz Linux zadomowiły się na stałe także w gminnej edukacji. Wiele pomniejszych wdrożeń dokonano w mniejszych miastach, a także wybranych instytucjach publicznych (szpitalach, posterunkach policji). Tydzień temu władze włoskiego miasta Genoa oszacowały, że przejście na rozwiązania Open Source pozwoli zaoszczędzić 100 tysięcy euro. Myślę, że czas w końcu pójść zupełnie nową ścieżką i zamiast wyłącznie brać, warto także dać coś od siebie np. 30% z zaoszczędzonej kwoty przekazać na rozwój technologii, która te oszczędności pozwoliła osiągnąć.
Za miesiąc The Document Foundation wyda LibreOffice 4.1, które powstało przy wsparciu niemieckiego i szwajcarskiego podatnika. Jest to nowy, ale i rozsądny sposób na wypracowanie kompromisu w procesie rozwoju i wdrażania oprogramowania FLOSS. To, co wcześniej było domeną specjalistycznych usług sieciowych (płatne moduły do darmowych skryptów), stało się precedensowym wydarzeniem w świecie oprogramowania stacjonarnego, które choć tymczasowo jest rozwiązaniem niszowym, ma ogromną szansę (w obliczu gospodarczego spowolnienia) na rozkwit i realizację idei partnerstwa państwowo-prywatnego. Spróbujemy i my?
Paweł Kaczanowski liked this on Facebook.
Jarosław Nikoniuk liked this on Facebook.
Tekst naprawdę konkretny i dobry, czyta się go lekko i przyjemnie. Coś jak teksty Eimi na DP, tylko mniej spolaryzowany.
Jedynie co moim zdaniem można by zmienić, wydając go na Osworld to długość. Albo go poważnie skrócić, albo podzielić na części. Bo "dzisiejsi" czytelnicy mogą marudzić, napotykając więcej niż trzy akapity w jednym tekście. ;)))
Albo … oznaczać tak długie teksty wyraźnie, np jako "felietony"?
PS Jak można to poproszę takich tekstów więcej. ;>
To jest oznaczone w naszych działach, jako felieton :)
Się mnie wahadełko zepsuło, w szklanej kuli zdechli baterie i nie zauważyłem. Wybacz. ;)
eimi? o_O
Szkoda, że ludzie dają się nabrać na jego wiedzę i obszerność tekstów… Obie rzeczy występują, ale niestety eimi lubi sobie czasem pobzdurzyć. Do tego traktowanie Phoroniksa jako wyznacznik jakości, trollowanie pod newsami, brak korekty, pisanie stronniczych felietonów sugerując, że są to newsy, wyśmiewanie czytelników DP…
A to felieton nie jest z natury stronniczy? ;)
Owszem. Felieton ma to do siebie, że prezentuje ogląd na sprawę z konkretnej strony, ale jego felietony są napisane w taki sposób, aby wykreować problem lub wywołać gównoburzę w komentarzach i dużą klikalność. Parę razy natrafiłem na teksty, jak do felietonów dopowiadał sobie alternatywną rzeczywistość, bo to pasowało pod tezę. Często te swoje oderwane od rzeczywistości felietony publikuje w kategorii "news". Inna sprawa to taka, że eimi wszędzie pisze zdania twierdzące, po czym kończy je znakiem zapytania. A wisienką na torcie jest postawa "jestem nieomylny [tutaj filozoficzne uzasadnienie, którego nikt nie rozumie], pozdrawiam antyfanów i nienawistników". Gdy ktoś mu zwrócił uwagę na błąd językowy w tekście, stwierdził jedynie, że on i tak będzie pisał po swojemu, bo dlaczego ma stosować się do reguł polonistów? W życiu nie widziałem u niego reakcji w stylu "dzięki za zwrócenie uwagi na błąd".
Generalnie nie przepadam za jego twórczością (ani zachowaniem). Dla mnie facet produkuje byle co, byle wyrobić normę. Jak ktoś lubi takie rzeczy, to nawet gigabajt dowodów na "nie", nie przekona go do nieczytania.
ps. Pana Golińskiego lepiej jest ignorować, niż omawiać. :-)
Druedain,
sam ochoczo komentowałeś pod tymi tekstami. DP jest największym portalem w swojej kategorii tematycznej, a to sprawia, że muszą w liczbie publikacji normę wyrobić. Innymi słowy, rządzą się innymi prawami, czasami niekoniecznie merytorycznymi.
A czy to, że się ochoczo udzielałem pod tymi wpisami cokolwiek zmienia w tym co napisałem? I czy gdziekolwiek kwestionuję to co napisałeś o „wyrabianiu normy”?
Lubię te Twoje zero-jedynkowe podejście do tematów ;)
A czy od razu musi coś zmieniać? To właściwie dlaczego udzielasz się pod tymi tekstami?
Sugestia jest taka, że jak już piszesz, że Eimi ma 'takie, a takie felietony" to dołącz do redakcji DP i działaj ze swoim tekstami zamiast "produkować się" z rzeszą (w większości "rozwodnionych") komentarzy pod tekstem. Nie chce tutaj wchodzić w jakieś gry, masz głowę, umiesz się nią posługiwać – pisz.
Gdyby ludzie w ten sposób myśleli, nie istniałoby coś takiego jak sądy, bo prokurator Krzysztof by zawsze stwierdzał „Jak się Pani sędzi nie podoba, to niech sama operuje ludzi by nie umierali na stole operacyjnym / naprawia rzetelnie koła w autach żeby nie odpadały / założy bank, w którym się pilnuje równowagi budżetowej / etc”…
Udzielam się, bo kiedy pojawia się taki tekst eimiego, to ludzie bez wiedzy pozwalającej na weryfikację mogą pod wrażeniem tekstu ślepo zaufać autorowi. Czemu się udzielałem? Pomyślałem, że zrobię coś pożytecznego jak zacznę wzbudzać zwątpienie. Eimi nie jest długo w redakcji i z początku ja też lubiłem czytać wszystkie jego teksty, ale kontakt z osobami takimi jak quest parę rzeczy mi pozwolił zrozumieć.
I żeby nie było, nie chodzi o to, że teksty kolesia z zasady są kiepskie, bo nie są, niektóre było niezłe. Problem jest taki, że zbyt wiele tych tekstów jest kiepskimi…
Druedain,
traktujesz zbyt personalnie to, co piszę, natomiast, sorry, jeśli faktycznie chcesz coś poprawiać, to tylko pisząc teksty. Komentarze na innym portalu, że Eimi pisze kiepsko niczemu nie służą, tym bardziej, że już nie raz podkreślałeś to. Na pewno redakcja DP chętnie przyjęłaby Cię, tym bardziej, że jesteś powszechnie poważana osobą na DP. A Eimi pisze nierówno, bo musi wyrobić normę i tyle… wątpliwe czy w tym jest jakieś drugie dno. Tak to już jest zbudowane – albo piszesz jeden tekst porządny albo 5 pobieżnych.
I druga sprawa, trochę luzu. Szanuje Twoje pisanie, choć mówię – czasami Twoja zero-jedynkowość (patrz np. pierwszy akapit) jest zabawna, nie mniej, jak już wspomniałeś Mateusza, to zauważ – jest oszczędny w komentarzach.
I jeszcze raz – nie traktuj moich słów personalnie, bo zarówno na DP jak i na OSW (choć tutaj w mniejszej ilości) jest mnóstwo dysput o zawartości merytoryki bliskiej zeru. Krócej – pożyteczniejsze będą Twoje teksty – i dla mnie, i dla tego, który będzie chciał się więcej dowiedzieć w danym temacie, bo mam czasami wrażenie, że nie dociera do Ciebie fakt, że część osób chce sobie po prostu popisać komentarze, a nie dowiedzieć się więcej i ta grupa userów występuję zarówno na DP, jak i na OSW.
I dlatego, tak jak napisał Mateusz, pewną materię warto ignorować, bo jak widzisz robi się niepotrzebny offtopic, nie mówiąc, że się nakręca klikalność konkurencji ;>
O pracę ubiegałbym się gdybym widział w pisaniu newsów swoją przyszłość, a zdecydowanie nie widzę.
Po drugie o prace ubieganie się miałoby sens, gdybym był dobry w te klocki, a mam wątpliwości.
A eimiego bym nie usprawiedliwiał, bo trollowanie pod newsami o Windows Phone, czy zlewanie czytelników daleko wykracza poza kiepskie teksty. Eimi taki po prostu już jest, albo takiego kogoś zgrywa na DP. Nie wnikam w to… A piszę o tym tutaj, bo Lam_Pos porównał questa do eimiego. Tylko dlatego.
Do reszty nie chcę się odnosić.
Warto było zrobić tę gafę i porównać powyższy felieton do hejterskich popisów Eimiego. Choćby po to, żeby zobaczyć jak Druedain wycofuje się rakiem, po złapaniu tylu batów na goły zadek. Chyba założę sobie konto na Facebooku, żeby móc dać temu wydarzeniu "Lubię to" ? ;)))
@Krzysztof – jak się to onegdaj mawiało, szacun Wodzu. ;>
Dziękuję za dobre słowo. Mam w planach napisać jeszcze jeden (długi) o technokracji przesiąkniętą polityką (w kontekście FLOSS), ale nie wiem czy redakcja będzie go chciała. :>
Pisz, jak coś to ich ztrollujemy! Redakcję znaczy. ;>
Co do mojego powyższego komentarza, to … ;))) …oberwało mi się za niego solidnie. Co śmieszniejsze, to sam uważam że słusznie mi nawciskali. Tak w sprawie Eimi (podzielam poglądy twoje i innych powyżej, dotyczące tegoż osobnika) jak i długości tekstu (jestem molem książkowym, więc kilka stron w lewo czy w prawo, nie robi mi osobiście różnicy). Tak się kończy chęć zachowania poprawności politycznej, zmyli mi łepetynę, hahaha! ;))
Inna rzecz że redakcja Osworld przyzwyczaiła nas do krótkich i zwartych newsów, czytelnik napotykający tu znienacka tak rozbudowany felieton, do tego nie odróżniający się w żaden sposób od reszty newsów, może poczuć się zdrowo zdezorientowany. Ale z tego co wyczytałem powyżej, to już problem redakcji, w żadnym wypadku nie mój. ;)
Czekam spokojnie na kolejne twoje teksty, połamania klawiszy. ;)
LOL Jesteśmy szympansami?
Za długi tekst? Za mało obrazków? Brak "onetowego" tytułu?
"Dzisiejsi" czytelnicy niech równają w górę. Analfabeci czytać nie muszą. Komentować też nie.
Rzadko trafia się taki ciekawy i treściwy wpis, a jak widzę takie komentarze to ręce opadają.
PS Dla mnie porównanie z tym pismakiem z DP to byłaby obraza.
Tia, jesteście.
Zgadzam się też, że rzadko ostatnio czytuję tak ciekawe artykuły.
PS Twój komentarz jest wypisz – wymaluj, taki jak komentarze Eimi.
Dzisiaj problemem już nie jest sama funkcjonalność (a raczej nie jest, to taki problem jak kiedyś). Dzisiaj jest, to już po prostu przyzwyczajenie i przywiązanie do formatu DOC. Mój ojciec w firmie używa LibreOffice, ale dokumenty i tak musi zapisywać w DOC, bo mało która firma potrafi otworzyć takiego ODT wysłanego mailem.
Panie dziś się nie wysyła po hipstersku dokumentów, tylko udostępnia ;-)
Nikogo wtedy format nie obchodzi.
Jako uzupełnienie tylko: Lanedo GmbH ma trochę większe doświadczenie jak to autor tutaj sugeruje, maczali palce w takie projekty jak: wspomniane LibreOffice, Linux_(Kernel), GTK+, Tizen, WebKit, NetworkManager, itd. Ludzie tam pracujący też nie są przypadkowi. Warto też dopisać, że Niemiecki rynek OpenSource jest dość rozwinięty i tych firm mają masę, masę z nich ma już doświadczenia w pracy z OpenSource, więc siłą rzeczy są faworytami w ofertach na rozwinięcie funkcjonalności. Kilka dużych stowarzyszeń FLOSS zarejestrowanych jest w Niemczech właśnie (np. KDE e.V., ale również wspomniane TDF). Generalnie temat rzeka, i mam wrażenie, że ten artykuł nie jest za długi, jest za krótki. Wiele można by tu rozwinąć i jeszcze opisać.
Maczanie palców w Linuksie, GTK, Tizenie, WebKicie itd. nie ma znaczenia jeśli chodzi o doświadczenie z LibreOffice. Samo zatrudnienie studentki (Eilidh McAdam), która brała udział w Summer of Code i wygranie przetargu też niewiele o nich mówi. W bugzilli libreoffice są tylko 3 zgłoszenia powiązane z domeną @lanedo.com (pewnie nie zgłaszają błędów, a sami je rozwiązują ;-). W ostatnim wykresie Meeksa z połowy czerwca Lanedo jest bardzo słabo widoczne.
https://people.gnome.org/~michael/images/2013-06-…
Na pewno dużo robią dla ruchu FLOSS (skoro na nim zarabiają), ale w LibreOffice są według mnie ledwo zauważalni.
Nie znam w każdym projekcie kto ile się udziela, pamiętam tylko nazwy, które pojawiają się w międzyczasie gdzieś. Więc nie będę się więcej odnosił do kwesti udziału tej konkretnej firmy w LO.
Ale w przetargu na modyfikację LO nie patrzałbym tylko na doświadczenie w Open/LibreOffice, bo to ogranicza nam rynek. Ważne by firma miała doświadczenie w powiedzmy większych projektach. W przyszłości może być przetarg na "kontynuację" wsparcia i rozwoju projektu, wcześniej opracowanego przez kogoś innego, z przekazaniem praw do źródeł. Co wtedy? Rozwijać pojekt nadal może tylko jedna firma i tylko ona by wygrała taki przetarg(bo inni startować nie mogą). Co innego jeżeli wymagalibyśmy by firma (lub jej ludzie) miała doświadczenie w jakichkolwiek projektach FLOSS o określonej wielkości.
@Mateusz Zasuwik
pisz Pan tu częściej ;)
Popieram :)
[…] trafiły potem do LibreOffice 4.1 oraz do OpenOffice 4.1 Beta. Szerzej o tym pisaliśmy w artykule: Tempo rozwoju LibreOffice: kto (s)finansuje nową funkcjonalność?, gdzie Mateusz Zasuwik związany bezpośrednio ze społecznością przedstawił, jak wydawane są […]