W związku z rozpoczynającymi się wakacjami, firma Valve rozpoczęła na platformie Steam – Wakacyjną Wyprzedaż 2014. Cała akcja potrwa do końca miesiąca, a obniżki objęły kilkadziesiąt tytułów. Jeśli czekaliście na odpowiedni moment aby uzupełnić kolekcję gier, nie zwlekajcie i czym prędzej sięgnijcie po karty kredytowe. Podobnie jak w przypadku poprzednich kwartalnych wyprzedaży, przygotowano dwa warianty: oferty dnia, zmieniające się co dobę o godzinie 19:00 i oferty błyskawiczne, aktualizowane co osiem godzin – codziennie o 3:00, 11:00 i 19:00 czasu polskiego.
Organizatorzy przygotowali również niespodziankę o nazwie Wakacyjna Przygoda. Biorąc udział w promocji i głosując na tytuły, które mają znaleźć się jako następne w błyskawicznej ofercie, zdobywamy wirtualne karty, w ilości zależnej od naszego udziału w akcji. Po uzbieraniu dziesięciu kart możemy wymienić je na okolicznościowe upominki – przedmioty z gier, emotki, tła profili czy profilowe odznaki.
Ponadto, każdy z uczestników promocji zostaje przydzielony losowo do jednej z pięciu drużyn, których zadaniem jest zebranie jak największej ilości punktów za aktywność w konkursie. W efekcie, pod koniec każdego dnia, część członków grupy mającej na koncie najwięcej punktów otrzymuje w prezencie trzy gry ze swojej listy życzeń. Więcej informacji na temat reguły gry znajdziecie w oficjalnym FAQ.
W dzisiejszym zestawie spośród natywnych gier znajdziemy niedawno przeniesioną na Linuksa strzelaninę Sanctum 2 i galaktyczną strategię Planetary Annihilation.
Wakacyjna Wyprzedaż 2014: Linuksowe gry do 80% taniej | OSWorld.pl http://t.co/mK8gOkBcQF via @OSWorldpl
Sanctum 2 jest bugowany i brak muliplayera.
Czekam na przecenę Rust i jakoś nie widać, będę musiał zadowolić się jedynie Amnesią.
Zapomnij.
http://i.gyazo.com/2541ad38a0d3d67a0a4a4e6ef999f56d.png
Za 20€ nie kupię, za 5€ bym kupił. Nawet jeśli to Alpha. Już tak zwaliłem sprawę z Minecraftem:/ Pograłbym za ten czas w Wiedźmina, ale szybciej crashuje niż wymachuje mieczem…
Izabela Latak liked this on Facebook.
Jak instalujecie zamknięte gry na Linuksa, proszę wpiszcie po prostu poniżej swoje IP, hasło roota i listę otwartych portów. Albo od razu puśćcie sobie serwer ssh.
X’y nie dają żadnej separacji programów,bo nie do tego służą. Jedyną gwarancją bezpieczeństwa są otwarte źródła i sprawdzone repozytoria. Zamkniętoźródłowa gra zrobi Wam tak dobrze, że hasła do banku będą latały byle gdzie po sieci.
Lepiej wspierać projekty, które się otworzą. Jest ich kilka, w tym z tego, co wiem dwa nawet mają single player.
Zamknięte gry na Pingwina należy traktować jako trojan. Więc podziękujmy za gry na Linuksa, które służą do robienia z tego systemu Windowsów, i po prostu użyjmy Windowsa! Taki sam efekt, a nawet lepszy, bo pod Windows programy są najczęściej zamknięte i jest separacja na średnim poziomie, a zamknięta gra pod Linuksa to jawne pokazanie, że się ma coś do ukrycia.
p { margin-bottom: 0.25cm; line-height: 120%; }
Nie dramatyzuj tak,
nie będzie aż tak źle. O ile pamiętam to była taka sytuacja że
ktoś coś zaszył w otwarto źródłowym kodzie i nikt tego nie
zauważył, albo zauważył po jakimś czasie, kiedy już ludzie z
tego korzystali. Nie pamiętam czy to były źródła systemu
operacyjnego, freebsd lub linuxa, czy to coś ze źródłami kernela,
w końcu był jakiś atak na stronę z kernelami i wszystko
przywracali z kopii w obawie o podmianę kodu bodajże. Wiec nie ma
się co martwić na zapas, nigdzie nie jest bezpiecznie, zawsze ktoś
znajdzie jakiś sposób na złamanie czegoś. Olej to i idź sobie
pograć na linuxie, bo już jest w co.
Kiedyś był za czasów Gnome2 motyw w postaci paczki deb, w której autor zaszył jakiegoś psikusa (ostatecznie sam zatwierdzasz instakację paczki, czyż nie). Szybko jednak wyszło to na wierzch.
Zapewne Ubuntu: Ubuntu dla łatwości instalowania nowych programów trochę się zagalopowali pozwalając na mniej pewne repozytoria (PPA). I często użytkownicy instalowali paczki z repo „krzak”, których źródeł nie sprawdzano a często nie łatano. Więc powstały różne „jaja”, pamiętam właśnie aferę, gdzie nierozwijany pakiet dla nowej wersji Ubuntu został przejęty (wraz z usuniętym repo) i ktoś coś w nim mieszał. Całe szczęście był to chyba sterownik do jakiejś rzadkiej karty Intela, więc niewielu się złapało.
Wyjście na ulicę grozi potrąceniem przez samochód, praca wypadkiem, mycie okna wypadnięciem, nieostrożne zalewanie kawy poparzeniem, wchodzenie na drabinę upadkiem, grzebanie w środku komputera przez nieobeznaną osobę usterką i tak dalej.
Przy okazji proponuję przestać przeglądać internet – przecież Twój provider i tak zna każdą stronę na którą wchodzisz, przestać również telefonować i wysyłać SMS, bo one też wyrywkowo są rejestrowane przez operatora.
Proponuję Ci też przejść na BSD i przy okazji nie daj się zwariować ;)
Jeżeli ktoś twierdzi, że nie ma nic do ukrycia to niech po prostu poniżej rzuci swoim loginem i hasłem do banku internetowego, albo niech wystawi konto z dostępem ro na swój dysk :).
Sprawa wygląda tak, że w Windows, gdzie wiadomo jaka jest separacja, można sobie zainstalować jakiś monitor procesów i to da troszkę więcej bezpieczeństwa. Ogólnie zapyta i ostrzeże jak się samo wypakuje archiwum i wykona z niego plik, na bardziej skomplikowane ataki i tak nie zadziała. W przypadku Linuksa nikt nie widzi problemu, bo „otwartość to załatwia”, przy czym tej otwartości właśnie ukręcamy łeb.
Nie piszę, że jest prywatność, bo sprzęt produkowany/projektowany w USA, z układami, których struktury nie wolno znać bo „własność intelektualna”, z pewnością zawiera co najmniej kilkadziesiąt luk. Ale aby zmniejszyć ilość możliwych atakujących powinno się cokolwiek robić zamiast instalować sobie trojany i udawać że jest dobrze.
Oznacza to jednakże jedno – musimy zawrócić Linuksa z kierunku komercja (choć tu uderza Ubuntu, ale to rezonuje na Linuksa ogólnie), a obrać znów kierunek nisza desktopowa (niczym *BSD). Przy czym znowu znajdziemy się na etapie – „o zajebi***e, że jakaś firma nas użytkowników dostrzegła i łaskawie wydała w ogóle swój soft”.
Nie uniknie się zamkniętego softu – ogólnie używam Linuksa od lat, jednak całkowicie rozumiem pochody chęci chronienia własności intelektualnej (w postaci zamkniętego kodu. Niekoniecznie przez furtki, ale by nikt kodu nie tykał ani nie forkował).
Akurat jeżeli ktoś ma konto na Facebooku nie można mówić, że chroni prywatność chyba, że ma bardzo mocno spersonalizowaną przeglądarkę :).
Dość dobrze ma rozwiązaną sytuację Debian: Metoda „TAK, ALE”. Chcesz non-free, to sobie dopisz do sources.list. I wiadomo, dopisałeś sobie coś do sources.list, to zwiększa się prawdopodobieństwo kłopotów z bezpieczeństwem, bo nie wiadomo co odpalasz.
Ja wiem, że Linuksa tworzą programiści, a oni wolą mieć do wszystkiego edytor na poziomie emacs’a, a nie kilkalne GUI, co z pewnością nie przyciąga użytkowników. Ale patrząc na rozwój takiego np. GIMPa można zauważyć, że to się będzie powoli zmieniać.
Ogarnij się. Bez pomocy producentów sprzętu na cholerę nam np. lepsze karty graficzne? Wolni programiści bez pomocy nie napiszą sterowników. A co napędza zainteresowanie i wsparcie platformy? Gry i programy. Czemu ludzie zostają na Windowsie? Bo tam są gry.
Jak tak bardzo ci to przeszkadza napisz własny wolny system i męcz się z driverem do grafiki żeby tekst wypisać.
Sorry, ale wolę zainstalować sobie zamknięte sterowniki i pograć w zamknięte gry, niż na otwartych sterownikach oglądać klatkujące otwarte gry.
Widziałem kilkanaście prób napisania od zera sensownego systemu, i pomimo niezłego wsparcia społeczności ogólnie problemy są następujące:
1. System ma słabą świadomość wśród użytkowników – używa go całe 50 osób i co gorsza uważają się za guru, nie chcą propagować wiedzy o systemie.
2. System ma specyficzne wymagania – Linux niestety również ma, jest kilka gałęzi sprzętu, z którymi Linux sobie niezbyt dobrze radzi, ale tutaj sprawy poszły bardzo do przosu, najczęściej dzięki właśnie otwartemu softowi – patrz Sane, sterowniki CUPS, ALSA.
3. Portatywnośc programów – programów otwartych, bo poza specjalistycznymi dziedzinami często one wystarczą. Jak to mówił twórca AbiWorda o Haiku, bo nie pamiętam dosłownie? :)
4. System oferuje wyjątkowo duże możliwości, lecz jest systemem dla myślących – okazuje się, że coraz częściej system musi być dla debili. I nie chodzi mi tu o ewolucję większości środowisk X’owych, a programowania – warstwa abstrakcji na warstwie abstrakcji obciążają system i żrą zasoby, i potem jak się uruchomi więcej programów wszystko zamula. Są systemy, które tego nie mają – ale one wymagają myślenia od programisty. Kołacze mi się nazwa Kolibri OS, programowało się go w kodzie maszynowym, i był to system na poziomie Linuksa z LXDE wchodzący na dyskietkę i działający z 8..16MB RAM. Gdyby tak pisano programy dla Linuksa, system ten robiłby z peceta rakietę i byłby oprogramowaniem na poziomie killer-app’a.
Jak widzisz wsparcie producentów jest potrzebne, a wymagając pełnej otwartości go nie uzyskasz. A spędzać tygodnie nad konfiguracją OSu do wyświetlenia okienka i odworzenia dźwięku nie każdy ma czas. Zamykanie się na otwartość (co za paradoks) jest głupie i nieopłacalne dla nikogo.
Prawidłowe podejście:
1. To co zrobił Debian – separacja.
ORAZ
2. Wprowadzenie jakiegokolwiek czynnika bezpieczeństwa do systemu graficznego. Coś co nie jest wirtualizacją drugiego Linuksa w VM, bo niektórych „programistów” na to stać a użytkowników na kilka procesorów już nie stać :). X’y były dobre na mainframe, gdzie naukowiec naukowcowi rzadko podglądał wykresy.
Dawid Rafał Siwak liked this on Facebook.