Małymi krokami zbliża się premiera LibreOffice 4.1, a wraz z nim dochodzi do kolejnej już eskalacji konfliktu między społecznością OpenOffice’a, a społecznością The Document Foundation. Niektórym deweloperom puszczają już nerwy, a złość wylewa się na klawiaturę i wypełnia ich blogi. Wszystko to spowodowane jest jednak nieuczciwym zachowaniem obydwóch ekip, chociaż ciężar winy (zdaniem autora) nie rozkłada się równomiernie.
Należy także przestać dawać wodzić się za nos. Publiczne wojenki między przedstawicielami obu projektów to czysta polityka, a faktem jest, że sukces OpenOffice’a jest dla The Document Foundation ich własnym sukcesem, gdyż zyskują w ten sposób dostęp do bazy dobrej jakości kodu. Tyle że takie postępowanie eliminuje szanse na jakikolwiek wyścig zbrojeń i skazuje OpenOffice’a na powolną pogoń za rywalem (z zyskiem dla użytkowników LibreOffice). OpenOffice oczywiście będzie nadal rozwijany i wykorzystywany, jednakże jego zasięg będzie mocno ograniczony, a jeśli nic się nie zmieni, jego sytuacja zacznie przypominać sytuację systemów BSD wobec Linuksa.
Deweloperów OpenOffice’a kłuje bezczelność konkurencji w kopiowaniu ich rozwiązań, chociaż sami wyrazili zgodę na takie zachowanie wybierając permisywną licencję. Z drugiej strony barykady, członkowie The Document Foundation (bo nie fundacja jako jednostka prawna) zachęcają Internautów do wypróbowania nowej wersji LibreOffice wymieniając wśród nowości i mocno akcentując właśnie boczny pasek, który to został zaprojektowany przez społeczności OpenOffice’a i miał być jego „gwoździem programu” podczas premiery czwartej odsłony.
W przeszłości Rob Weir (IBM) nie raz i nie dwa oskarżał członków TDF o zbałamucenie dziennikarzy, imputując im sianie kłamstw na temat śmierci OpenOffice’a, a konsekwencją ich działań miało być zawłaszczenie przestrzeni medialnej. Innym powodem było zawyżanie liczby aktywnych kontrybutorów, poprzez kopiowanie pracy eks-inżynierów Oracle’a i pracowników z IBM-a. Nazwiska rywali znajdowały się na „ścianie zasłużonych”, i choć postąpiono zgodnie z licencją, Rob Weir nie omieszkał publicznie skrytykować postępowanie przeciwników.
Wtenczas padło wiele ostrych słów, ale panu Weirowi trzeba przyznać jedno – na pewno nie mylił się w kwestii marketingu. LibreOffice zdaje się naprawdę zawładnąć przestrzenią medialną. Jeśli opublikowano o nim newsy, dotyczą one faktycznych nowości, w tym na pierwszym miejscu wymieniany jest dorobek OpenOffice’a. Jest to zarazem smutna wiadomość dla użytkowników, bowiem wszystkie pozostałe, autorskie zmiany są przyćmiewane przez kiepską i niestabilną implementację konkurencyjnego rozwiązania, a to również świadczy o dorobku TDF. Sam OpenOffice – jeśli w ogóle się o nim wspomina – to w ramach jednozdaniowej wzmianki („skąd pochodzi ta nowość w LO?”) albo w kontekście błahych informacji pokroju wyboru nowego logotypu. I nagle oto okazuje się, że największą atrakcją LibreOffice jest coś, w czego rozwój deweloperzy nie włożyli żadnego wysiłku. OpenOffice oprócz tego, że stracił swój „czas antenowy”, to dodatkowo obdarty został z własnego killear feature, któremu poświęcono naprawdę wiele czasu. A kropla, która przelała czarę goryczy, została uroniona całkiem niedawno i w niezauważalny sposób…
Zainteresowanie w ujęciu czasowym. Kolor czerwony: OpenOffice. Kolor niebieski: LibreOffice.
Linie przerywane: prognoza na przyszłość. Źródło: Google Trends.
… i tak naprawdę powodów kolejnego konfliktu możemy się tylko domyślić, gdyż jego źródło zostało gdzieś ukryte, choć niechybnie nawiązuje ono do poprzednich zarzutów Roba Weira. Tor Lillqvist (TDF) opublikował na swoim blogu post, w którym wyraża poirytowanie zachowaniem konkurencji i tłumaczy:
Cokolwiek powiesz, lub nie powiesz, zawsze zostanie to odebrane jako dowód. Jeśli coś jest zrobione, lub nie jest zrobione, w obu przypadkach jest to dowód spisku.
Przykład ze świata open source: wspomnienie projektu rywali, skąd pochodzi trochę twojego kodu będzie postrzegane jako dowód na niesprawiedliwą próbę kradzieży ich reputacji i próbę przeniesienia jej w twój projekt. Z drugiej strony, niewspomnienie zostanie odebrane jako dowód na to, że chcesz ukryć przed ludźmi skąd naprawdę pochodzą twoje dobre rzeczy
Nie możesz wygrać argumentem przeciwko teoriom spiskowym. [źródło]
Stąd też możemy tylko domniemać jak duże jest rozgoryczenie ekipy OpenOffice’a, która przegrała ten nierówny wyścig, jeszcze zanim się rozpoczął. Oprócz tego jak wielką niesprawiedliwość i krzywdę odczuwają teraz ludzie stojący za OpenOfficem, trzeba wspomnieć również o potencjalnych i prawdopodobnych szkodach, jakie wyrządziła spora grupa internetowych pop-blogerów mieniących się dziennikarzami serwisów technologicznych.
Wielu zwykłych użytkowników na wieść o LibreOffice 4.1 zapragnęło jak najszybciej przetestować nowy, boczny pasek. Prawda jednak jest taka, że ta „główna nowość” jest rozwiązaniem mocno eksperymentalnym i niestabilnym. Michael Meeks, jeden z głównym inżynierów TDF, wysłał stosowny kod zaledwie na kilka godzin przed wydzieleniem gałęzi 4.1 i „hard feature freeze”. Było to 20 maja, przy czym faktyczny rozwój bocznego paska nadal trwa i nadal istnieje kilka nierozwiązanych błędów. Cały proces można prześledzić w bugzilli AOO pod zgłoszeniem Bug 121420 – ([sidebar]) Add sidebar feature.
Co więcej, pan Meeks na zapytanie wolontariusza odnośnie testów QA owego paska, odpisał:
Tak jak inne eksperymentalne funkcje, ta również jest do podglądu. To nie jest coś, w co musimy inwestować więcej wysiłku w testy jakości, jeśli w ogóle. Spodziewam się problemów wszelkiego rodzaju. Ogólnie uważam, że powinniśmy skupić się na manualnych testach QA dla domyślnej instalacji – problemów z interoperacyjnością, aktualizacje formatów plików, zmiany w błędach, portowanie kreatorów w Javie i/lub dowolne inne, duże zmiany, które ludzie dotychczas tutaj wymienili. [źródło]
Informacje te jednak nie dotrą do szerszego grona użytkowników, a wielu z nich, wybierając LibreOffice, zwyczajnie się zawiedzie. Jeśli ktoś faktycznie posiada panoramiczny monitor i wyczekuje wzmiankowanego paska, bez wahania powinien postawić na zbliżający się Apache OpenOffice 4, który bije LibreOffice jeśli chodzi o stabilizację i postęp w rozwoju tej funkcjonalności. Jedynym mankamentem może być brak polonizacji interfejsu, który jednak nie występuje w LibreOffice.
Kolejnym, ciekawym zagadnieniem są intencje Michaela Meeksa, który błyskawicznie podrzucił kod nowego rozwiązania. Skoro jest to funkcjonalność eksperymentalna, nie wymagająca opieki testerów jakości, równie dobrze można było przenieść ją do gałęzi 4.2 i opublikować dopiero w momencie pełnej użyteczności (za około siedmiu miesięcy). Jednak jeśli już jest, a mimo wszystko nie jest przeznaczona do powszechnego użytku, członkowie fundacji mogliby pohamować się z jej promocją. Obecnie – choć jest ona bezużyteczna – przyciąga wzrok internetowych komentatorów, a także wywołuje sporo pozytywnego szumu. Szumu, który procentuje, przyciągając nowych inżynierów i pozwalając fundacji realnie nabrać wiatru w żagle. Za przykład podać można rosnącą liczbę przyznawanych miejsc w Summer of Code, powracających studentów, a także ich pozazarobkową działalność.
Przykładem tego cyklu jest Andrzej Hunt, student który podczas ubiegłorocznych letnich praktyk napisał pilota do Impressa dla systemu Android. W tym roku jego kod będzie portowany przez innego studenta na Apple iOS. Natomiast on sam podjął się innego wyzwania, choć nie to jest najważniejsze. Hunt postanowił bowiem napisać tę samą aplikację w HTML-u 5 dla FirefoxOS. Jeśli dokończy swój (niezazarobkowy) projekt, będzie to trzecia aplikacja fundacji, którą dodatkowo będzie można uruchomić na telefonach BlackBerry, SailfishOS czy Ubuntu Phone. Dzieje się to, gdy OpenOffice boryka się z problemem odzyskania sympatii mediów, reputacji wśród hackerów i cierpiąc jednocześnie na syndrom „dziecka w cieniu młodszego brata”. Taki obrót spraw zupełnie inaczej rzuca światło na zachowanie Roba Weira, choć nadal go (ani nikogo innego) nie usprawiedliwia.
W ostateczności nic się nie zmienia. Wygląda więc na to, że wszystko, co AOO zrobi dobre, prędzej czy później pojawi się w LibreOffice. Do tego LibreOffice ma n mniejszych lub większych funkcji, których w OpenOffice nie ma (i które nie mogą zostać po prostu do niego skopiowane). Przy wszystkich tych rodzinnych sporach, pyskówkach i medialnych kłamstwach, wyższość LibreOffice wydaje się być nadal niekwestionowana.
A ja korzystam sobie z Calligra (dawniej KOffice) i nie narzekam.
Niewielu jest ludzi, którzy mogą sobie pozwolić na luksus korzystania z Calligra Suit. ;-)
Więcej niż myślisz. ;-) Dla mnie, po tym wpisie, LO i AOO są martwe. Już wolę chiński Kingsoft Office lub MSO na wine w ostateczności.
Oh, noooooooo.
>Dla mnie, po tym wpisie, LO i AOO są martwe.
A dlaczego?
Oh, taaaak.
<A dlaczego?
Dla mnie, po tym wpisie…
Widzę, że też się już bawisz w czarny PR względem Calligra Suit
Pytałem o konkretne argumenty. Jak ktoś tak lekko pisze o wyborze Kingsoft Office'a albo MSO pod WINE to jest to dla mnie sygnał, że nie ma mowy o żadnym stricte biurowym zastosowaniu. Jak piszesz proste pisma w edytorze tekstu, to nawet Web Office App od Microsoftu wystarczy.
>Widzę, że też się już bawisz w czarny PR względem Calligra Suit
Nie.
.>to jest to dla mnie sygnał, że nie ma mowy o żadnym stricte biurowym zastosowaniu.
To my w ogóle piszemy o stricte biurowym zastosowaniu? I niby LO ma sie do tego nadawać?
Pozwól, że zacytuje Twoje komentarze sprzed paru dni:
"Co do ostatniego akapitu. LibreOffice po prostu ssie." lub "Na dobrą sprawę TDF przyczynia się do niezdrowych działań, zachowań, które będą cały czas powodować regresję. "
Chcesz rozmawiać o jakims poważnym zastosowaniu LO, wysuwając takie wnioski?
A w jakim kontekście Ty mówisz o oprogramowaniu biurowym? W kontekście edytora tekstu, do którego można wstawić obrazek i wyjustować tekst? To owszem, wtedy Calligra Suit spełnia wymogi oprogramowania "biurowego".
>Pozwól, że zacytuje Twoje komentarze sprzed paru dni:
>Chcesz rozmawiać o jakims poważnym zastosowaniu LO, wysuwając takie wnioski?
>"Na dobrą sprawę TDF przyczynia się do niezdrowych działań, zachowań, które będą cały czas powodować regresję. "
To nie mój komentarz i nie moja opinia (należą one do @Krzysztofa)
Kontekst drugiego to:
>Co do ostatniego akapitu. LibreOffice po prostu ssie. Gdyby alternatywy były szybkie i pozbawione regresji, pozwoliłoby to zająć spory kawałek rynku, a ODF spopularyzowałby się w sposób naturalny. Jak argumentem za ODF ma być wiele implementacji i niezależność od systemu, i ktoś to uzasadnia StarOfficem pod Solarisa, to wiem, że to idiota, albo opłacony propagandysta IBM-a (ODF Alliance). Panowie stwarzają pozory powodów do samozadowolenia.
Źródło: https://osworld.pl/rzad-australii-odf-1-1-jako-min…
Czy LO jest wolniejszy niż konkurencja? Owszem. Czy ma regresje? Owszem. Czy powoduje to, że pakiet jest lepszy lub gorszy wobec innych? Raczej jest gorszy. Moja opinia nie dotyczyła funkcjonowania mechanizmów wewnątrz oprogramowaniu, tylko jego rozwoju, który zapewne znam lepiej do Ciebie. Było to świeżo po zaraportowaniu błędów w 4.1 beta1, takich jak: index górny zachowujący się jak index dolny, nieodczytywanie zahasłowanych plików, obracanie wszystkich wykresów 3D o 90 stopni. Myślę więc, że w tej kwestii miałem podstawy do wyrażenia takiej opinii. Poza tym wszystkie te regresje zostały już poprawione.
Tutaj są dokładnie Twoje:
"TDF poświęca dużemu wydaniu LO tyle samo czasu, ile Sun poświęcał dla OO.o. I pomimo pracy własnej, a także kopiowaniu cudzej, jest po prostu źle."
"Siedzę w tym projekcie od 2005 roku i nigdy nie sądziłem, że doczekam się pakietu biurowego tak zabugowanego, że będę zwlekał co najmniej 3 miesiące z aktualizacją. Za czasów Suna to nie miało miejsca. "
>A w jakim kontekście Ty mówisz o oprogramowaniu biurowym?
Ja w żadnym, poniewaz nigdy bym nie instalował LO/AOO w biurach. Oczywiście, że znasz lepiej sytuację ode mnie. Jak sam twierdzisz siedzisz w projekcie od 2005 roku i nigdy nie było jeszcze tak źle. ;)
Tak, to są moje słowa. Wytłumacz mi teraz, czy przyczepiłeś się tych opinii i odrzucasz dzisiajsze, ponieważ tamte pasują do Twojej wizji "upadającego LO, nienadającego się do biura"?
Generalnie jest ona prawdziwa i odnosi się do bieżących cykli wydawniczych LibreOffice. Jeszcze w czasach OO.o trzeba było czekać od 3 do 6 miesiący, aby pracownik Suna zaakceptował najmniejszą zmianę. Taki harmonogram trwał wiele lat, natomiast TDF wdrożyło cykl polegający na jak najszybszym dodawaniu funkcji (kiedy są gotowe), a potem na stabilizacji pakietu. Zgodnie z harmonogramem fundacji, pierwsze wydanie dla zwykłego pracownika biurowego zaczyna się od wersji x.x.4, czyli 4 miesiące po wydaniu głównej wersji.
https://wiki.documentfoundation.org/File:LibORele…
Nadal uważam, że polityka TDF jest zła i już wydania główne powinny być tak samo ustabilizowane jak ich 4 wersja poprawkowa. Jeśli komuś – tak jak i mnie – to nie pasuje, może zgodnie z wytycznymi przeczekać te 4 miesiące na poprzedniej gałęzi, albo przejść na AOO.
Dzisiejsze są takie, że za miesiąc znów wydadzą:
"Poza tym mam w pamięci słowa inżyniera Suna, który powiedział, że koledzy z Novella piszą kod głównie w celach marketingowych, a nie faktycznej użyteczności. I jak się tak przyjrzeć liście zmian w LO 4.1, to jest to kolejne potwierdzenie jego słów."
Nie wieszczę upadku LO, wręcz przeciwnie. Będą nadal żerować na kodzie AOO i uprawiać marketing. Natomiast AOO, tak sam pisałeś, będzie się trzymać dopóki. IBM będzie zainteresowany.
Dla mnie są martwe ponieważ nie podoba mi się atmosfera wokół tych pakietów.
flame…
FLAME…
Nie ma potrzeby, ten pakiet, szczególnie w tym aspekcie mam na myśli edytor tekstu i arkusz kalkulacyjny, są tak niedopracowane, że wszelki czarny PR jest zbędny. Samą Kritą świata nie zawojują. I piszę to jako aktywny do niedawna tester bardziej, niż użytkownik, zgłaszający błędy.
Nie od razu Rzym zbudowano. ;)
Niech inżynierowie z OpenOffice dołączą do projektu LibreOffice i będzie po problemie.
Niech inżynierowie z LibreOffice dołączą do projektu OpenOffice i będzie po problemie.
Macie jakieś przesłanki mówiące, że to w ogóle możliwe czy gadacie co ślina na język przyniesie?
Niech inżynierowie Calligra dołączą do projektu LibreOffice i będzie po problemie.
Niech inżynierowie LibreOffice dołączą do projektu Calligra i będzie po problemie.
Niech inżynierowie OpenOffice dołączą do projektu Calligra i będzie po problemie.
Niech inżynierowie Calligra dołączą do projektu OpenOffice i będzie po problemie.
Niech inżynierowie Microsoft Office…
Tak się składa, że znam inżyniera Microsoftu, który przeszedł na jasną stronę mocy. :-)
http://keithcu.com/wordpress/?page_id=802 https://plus.google.com/109375677258732712962/pos…
Chyba jednak nie taka wcale jasna
"LibreOffice 4 is released. They've done _a ton_ of work in the last 2+ years."
*Podkreślenie moje
… dołączą do projektu LaTeX3 i będzie po problemie
Inżynierowie Calligra ie mają żadnego ze wspomnianych problemów. Calligra ma też wspomniany pasek boczny od lat :)
To inżynierowie OpenOffice płaczą, że przegrywają z LibreOffice. Skoro nie mogą ich pokonać, to zamiast marudzić, powinni się do nich przyłączyć.
"Niech inżynierowie z OpenOffice dołączą do projektu LibreOffice i będzie po problemie. "
Każdy z uczestników projektu ma inną motywację, aby dla niego pracować więc wybór licencji jest nie bez znaczenia.
OSWorld.pl liked this on Facebook.
Całe to zamieszanie pomiędzy LibreOffice i OpenOffice jest niepotrzebne. Fakt jest taki, że założenia wolnego i otwartego oprogramowania są świetne gdy mamy jeden projekt, do którego każdy może dołożyć cegiełkę. W chwili gdy pojawia się rywalizacja całość traci sens. Najlepiej jakby każdy z pakietów poszedł we własną stronę. Podobna sytuacja jest między Ubuntu i Mintem, który "pożycza sobie" wszystko z tego pierwszego. Np Ubuntu mimo, że wywodzi się od Debiana nie bazuje na nim i idzie we własnym kierunku. Gdyby LibreOffice rozwijał się we własnym kierunku, a OO we własnym to pewnie nie byłoby problemu.
Warto nadmienić, że The Document Foundation pozwoliło na istnienie pakietu gdy OO był w rękach Oracle i za to należy się ogromny szacunek. Skoro OO ma taki problem z kopiowaniem przez TDF to powinni zastosować podobne obwarowania licencyjne.
"Np Ubuntu mimo, że wywodzi się od Debiana nie bazuje na nim"
Tylko ogromna większość paczek w Ubuntu jest żywcem przekopiowana z Debiana. Ale spoko, Ubuntu nie bazuje na Debianie. ;)
>Najlepiej jakby każdy z pakietów poszedł we własną stronę.
A potem dostaniemy lawinę komentarzy pokroju
>Niech inżynierowie z OpenOffice dołączą do projektu LibreOffice i będzie po problemie.
>Niech inżynierowie z LibreOffice dołączą do projektu OpenOffice i będzie po problemie.
Bawią mnie mądrości komentatorów z "żyłką kierownika", a prawda jest taka, że żaden z nich nie ma wpływu na projekt. Jak jest mnogo dystrybucji Linuksa to słyszę "ujednolicić formaty pakietów!", a jak są już 2 pakiety biurowe, to problemem jest ujednolicenie i pojawiają się propozycja pójścia w różnych kierunkach. A normalny człowiek będzie po prostu obserwował sytuację i wybierze co jest dla niego lepsze. Osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji, w której TDF olewa bugfixy pasujące do LO, a pochodzące z AOO ("bo robimy po swojemu")
>W chwili gdy pojawia się rywalizacja całość traci sens.
Przecież był jeden projekt – OpenOffice? I jak się potoczyło? Każdy może sobie zobaczyć. Dzięki tej rywalizacji program się dalej rozwija. Analogia jest prawidłowa, bo ja osobiście nie widzę jakiś diametralnych różnic między Debianem a Ubuntu. Jedno i drugie środowisko, skupione wokół tych ekosystemów, wzajemnie się uzupełnia, a kwestia, kto więcej wnosi, to już temat na osobną dyskusję i identycznie jest w przypadku LO i AOO.
Niestety, gros użytkowników mierzy otwarte oprogramowanie "rynkowymi, komercyjnymi" miarami. "Wspaniałe" efekty widać czasami w komentarzach.
"Dzięki tej rywalizacji program się dalej rozwija."
Proponuje podzielić na czworo, nawet ośmioro – rywalizacja będzie większa to i szybszy rozwój ;).
Dobry z Ciebie informatyk, myślisz zero-jedynkowo. Albo żadnej konkurencji, albo konkurencja na maksa ;)
"Skoro OO ma taki problem z kopiowaniem przez TDF to powinni zastosować podobne obwarowania licencyjne. "
Wtedy zniknąłby podział na LO i OO ;)
Ta sytuacja licencyjna jest bardzo ciekawa. OO chce korzystać z pomocy firm dzięki liberalnej licencji, ale też umożliwia LO włączanie całego kodu, który sama tworzy. Dzięki temu pośrednio firmy pomagają LO ;) Samo narzekanie deweloperów OO mimo to jest bez sensu, bo sami zgodzili się na licencję Apache, równie dobrze z ich kodu może korzystać jakaś firma zamykając go całkowicie, dodając nowe elementy i nie wpierając ani groszem OO. I czy wtedy też by płakali? Chcieliby zjeść ciastko i mieć ciastko.
Oba są dobre, a jak ktoś potrzebuje czegoś bardziej profesjonalnego, to używa LaTeXa, a nie jakieś WYSIWYGi. Osobiście używam LO i Calligrę, jeśli muszę :p
czy zna ktos taki edytor do LaTeXa ktory umozliwialby kompilacje dokumentu na zdalnej maszynie? Czesto pisze w LaTeXu, ale dociaganie jego zaleznosci na stacji roboczej jest dla mnie rownoznaczne ze smieceniem sobie w systemie. Idealnym dla mnie rozwiazaniem bylby skrypt / edytor gdzie podawalbym dane zdalnej maszyny gdize jest zainstalowany LaTeX.
Nie jest to odpowiedz ale:
1 – http://www.latexlab.org LaTeX edytor dla gogle doc. Niezbyt wygodny, ale można kompilować. Inne z tego typu to https://www.sharelatex.com/
2 – miktex- kompilator dla windowsa może być portable, Potem bierzesz np. texmaker wersji portable i masz przenośny edytor na pendrive
3 – co drugi edytor ma możliwość edycji polecenia do kompilacji. np. texmaker Tam wrzucasz żeby po ssh skopiował plik/folder na maszynę zdalną, wywołał zdanie polecenie kompilacji i odebrał plik. Skrypt stosukowo prosty jak już się umie używać ssh (czyli nie ja)
4 – łącz się zdalnie z komputerem i tam pisz, do tego wszak wystarcza konsola
Michał Olber liked this on Facebook.
Takie wpisy i całe to zamieszanie z LO i OO pokazują źle światło Open source.
A w Open Source nie może istnieć konkurencja? Konkurencja jest zdrowa, pod warunkiem że trzyma się rozsądnych ram i nie wyklucza współpracy.
Hyh… problem AOO wynika głównie z historii, to wina głównie Oracle, po przejęciu SUNa po prostu olali OO, przypomnijcie sobie… brak aktualizacji informacje o likwidacji bądź sprzedaży projektu… społeczność „wzięła sprawy we własne ręce” i tak powstał LO i TDF.
Zastanawiam się, czy przypadkiem obecna sytuacja nie jest też po części spowodowana podejściem społeczności, bo to nie pierwszy już raz, gdy projekt prowadzony przez dużą firmę jest nagle udupiony z powodu jakiegoś widzimisię opasłego prezesa (niekorzystny biomet, gorzka kawa…) i przynajmniej ja krzywo się patrzę na takie projekty… jakoś bardziej ufam projektom społecznościowym. Jeśli jest więcej myślących podobnie, to nic dziwnego, że AOO ma kłopoty.
Widzę, że FUD na Oracle nadal trwa.
Ta Twoja społeczność do może jedynie własnie uprawiać marketing.
Wpis questa:
"Poza tym przeglądając listę zmian LO 4.0, odniosłem wrażenie, że to najbardziej uboga w zmiany wersja od dłuższego czasu. Co gorsza (dla użytkowników), czarną robotę nad naprawdę trudnymi zmianami wykonali ludzie Oracle'a (czyli ci sami, którzy rozwijali OOo od dekady): lepszy render grafiki i wykresów w Calcu, nowy silnik wyrażeń regularnych, lepszy filtr importu SVG itd. Natomiast zmiany ekipy TDF to w moim odczuciu proste poprawki (nie banalne same w sobie, ale proste wobec ciężkiej pracy konkurencji). Patrzę na LO 4.1 i co widzimy: gradienty w ramkach? Przycisk ukrywania komentarzy w linijce? Generator albumu w Impressie? Przepisanie Kreatora stron z Javy do Pythona? Serio czymś takim chcą trafić do biznesu i edukacji? Gdyby LO 4.0 nie zawierał tych durnych regresji i działał zwinnie jak Office 2003, byłby to morderca Microsoftu. A jak widzę ekscytację "ostatnimi wybieranymi dokumentami" na głównym pasku narzędziowym i list, gdzie szukają faceta, który przeportowałby ten kod do planszy startowej, to witki mi opadają."
https://osworld.pl/apache-openoffice-kontra-libreo…
Wszystko to efekt skupiania się na PR (biały, czarny, szarym i innych kolorach tęczy) zamiast na zrobieniu dobrego i przydatnego dla użytkowników produktu.
Jakiś czas temu przesiadłem się z OO na LO, tylko dlatego, że OO w moich oczach stał w miejscu – z wersji na wersję dorabiali niepotrzebne mi ficzery. Zaś LO poszedł na refaktroing, przyśpieszenie działania i poprawienie drobnych niedociągnięć, które nie były krytyczne, ale budowały klimat niedoróbek.
Jeśli OO wyprzedzi LO i przekona mnie jakością, zapewne przesiądę się na OO.
Jeśli OO połączy się z LO, będę im bił brawo, ale trochę się zaniepokoję, że brak konkurencji spowoduje spowolnienie :)
Zgoda buduje – niezgoda rujnuje.